01/11

“Przejrzeć się w bałkańskim lustrze”


O wpół do czwartej nad ranem, z mapami wydrukowanymi w kafejce z Google’a, plecakami ważącymi po 15 kilo, namiotem i pierwszymi w życiu doświadczeniami, autostopowymi dotarliśmy z zachodnioeuropejskiego Wiednia na Bałkany. Noc spędzona w drodze pozwoliła nam wyrzucić z głowy wszystko to, co ciągnęliśmy za sobą. Osłonięte ciemnością mijane przez nas krajobrazy nie istniały. Jakbyśmy zasnęli przed telewizorem i obudzili się w trakcie zupełnie innego filmu. Być może dlatego odebraliśmy Bałkany tak intensywnie?

W przewodniku radzono, by nie poruszać tematów politycznych, wtedy wszyscy będą dla nas mili i gościnni. Od początku wiedziałem, że to zignoruję.

Z mojego punktu widzenia nieistotne jest, dlaczego doszło do wojny. Docierało do nas wiele teorii, mniej lub bardziej spiskowych; wiele z nich pewnie bliskich prawdy. Lecz pojedynczy człowiek nie rozróżniał strzałów padających w obronie religii od tych w imię milionów euro. Gdy naciskał spust, emocje były takie same niezależnie od tego, czy powstały w jego sercu, czy ktoś sprawił, by je czuł.

Być może właśnie te ekstremalne sytuacje, stres i strach sprawiły, że mieszkańcy półwyspu mają tak dokładnie ułożony w głowach świat. Żyją o wiele prościej niż my. Mają mniej zbędnych przedmiotów, zbędnych emocji. Nie interpretują, nie domyślają się, są zdecydowani i umieją słuchać swojego serca. Interesuje ich to, co wpływa na nich samych, nie przejmują się resztą. Nie pasuje do tego nasze północnosłowiańskie „chciałbym” znajdujące się gdzieś pomiędzy „chcę” i „nie chcę”…

W każdym momencie było jasne, czy się z kimś lubimy, czy nie. Gdy wszystko jest poukładane, panuje spokój. Mężczyźni i kobiety znają swoje miejsca, nie wkraczają na swoje terytoria. Każdy realizuje się w odtwarzaniu swojej roli i dokładnie wypełnia pozostawioną mu przez innych przestrzeń. Gdyby nie każdy znał swoje miejsce, nie byłoby miło. – zaobserwował Przemek, towarzysz podróży.

W relacjach z innymi czy z samym sobą, każdy wie, czego chce. Spośród mnóstwa poznanych osób nikt nie był nastawiony jednoznacznie na sukces, karierę czy zwiększanie majątku za wszelką cenę.

Być może nieco inna jest Albania. Spędziliśmy w niej za mało czasu, a wyjeżdżaliśmy z niej w pośpiechu, gonieni przez noc. Barierę językową i kulturową odczuliśmy tam bardzo silnie.

Bałkany: przekraczanie granicy na piechotę, przeszukania plecaka, spotkanie podczas jazdy stopem Nigeryjczyka, Australijki, Szweda, Iranki, która uciekła z kraju, architekta Portugalczyka, niemieckiego właściciela hoteli, czy nawet prawnika z Nowego Jorku nie było niczym niezwykłym w porównaniu z możliwością obcowania ze Slavkiem z Bośni i Hercegowiny, Marią z Macedonii, Radoslavem z Serbii, Dijaną z Chorwacji czy Bronkiem (tak, Bronkiem!) z Czarnogóry.

Czy po takiej wyprawie wraca się do tego samego świata? Pierwszy po powrocie spacer na Krakowskim Przedmieściu: złowrogo płoną pochodnie, młodzież radośnie skanduje: Kto nie skacze, ten za krzyżem, hop, hop, hop.

Tak, to ten sam świat, tylko ja na niego inaczej patrzę.

 

01/11 - “Przejrzeć się w bałkańskim lustrze”